Pracownia Psychoterapii i Pracy z Ciałem "Oto Ja" | Częstochowa

Psychologia w czasie pandemii (COVID-19)

Opublikowane przez Maja Wyremblewska w dniu

Po raz pierwszy w historii mamy do czynienia z tak rozprzestrzenionym ogólnoświatowym zjawiskiem lęku, który pojawił się w związku z wystąpieniem pandemii wywołanej wirusem COVID-19. Współczesna cywilizacja, dotychczas oddalała myślenie o śmierci tak jakbyśmy byli nieśmiertelni. Propagowała życie w pośpiechu, kult pracy, władzy, pieniędzy, prestiżu, konsumpcjonizm, zachowania narcystyczne. Chęć posiadania majątku, domu czy samochodu stawała się ważniejsza od bycia, czucia oraz relacji. Pęd, presja i wszechogarniający wyścig z czasem. Często żyliśmy w całkowitym zaprzeczeniu. Mimo olbrzymiej wiedzy na temat psychosomatyki, połączeniu emocji i ciała nieustannie zaprzeczaliśmy temu co się w nas dzieje. Szukaliśmy szybkich sposobów na uśmierzenie bólu, robiliśmy wiele innych rzeczy byle nie czuć. By nie stanąć w prawdzie przed sobą. Teraz przebywamy na przymusowej kwarantannie, w warunkach izolacji domowej, bez możliwości korzystania z wcześniej wypracowanych metod radzenia sobie ze stresem. Nasze dotychczasowe mechanizmy obronne oraz sposoby odreagowywania i ucieczki od problemów jakie znaliśmy zawodzą. To wszystko w połączeniu z natłokiem informacji, które budzą realny strach o życie nasze i naszych najbliższych, powodują, że doświadczamy takich przeżyć o jakich wcześniej nie mieliśmy pojęcia.

Stare, skrywane uczucia i konflikty zaczynają wychodzić na światło dzienne. Powoli dostrzegamy, jak wyglądają nasze relacje z najbliższymi, odczuwamy braki w realizowaniu swoich potrzeb. Utraciliśmy możliwość kompensowania sobie głodu emocjonalnego i potrzeby więzi, które do tej pory zastępowały nam portale społecznościowe, siłownie, kursy tańca, zainteresowania, praca, używki, seks itd. Dziś zostając w domu, zaczynamy czuć coś, czego często kompletnie nie rozumiemy.

Zaczynamy skarżyć się na brak intymności. Odczuwać potrzebę prywatności oraz przekraczanie granic przez najbliższych. Często jest ona związana z małą przestrzenią mieszkaniową, na której musimy nieustannie przebywać. Obserwujemy realną zmianę w zachowaniu swoim i swoich bliskich. Większe rozdrażnienie, wybuchowość, huśtawki nastrojów, obojętność, apatię. Często uświadamiamy sobie, że nie znamy ludzi, z którymi żyjemy, że nasze drogi dawno się rozeszły. Nie uświadamialiśmy sobie tego, bo, wcześniejszy pęd powodował, że jeśli widzieliśmy się wieczorem tylko na chwilę przed spaniem, nie mieliśmy o tym pojęcia i żyliśmy w iluzji udanego związku. Emocje związane z przeorganizowaniem i urealnieniem relacji z najbliższymi mogą być bardzo trudne. Wiele relacji tego nie przetrwa. Dotyczy to zarówno związków rodzinnych jak i przyjacielskich oraz ogólnie rozumianych kontaktów społecznych. Na nowo patrzymy na relacje, które do tej pory wydawały nam się ważne, więc rozczarowanie jakie możemy przeżywać sprawia ból. Wielu z nas doświadcza stygmatyzacji związanej z posiadaniem sprzętu komputerowego, brakiem szybkiego łącza internetowego wymaganego dziś do nauki i pracy zdalnej. Budzi to emocje związane z wykluczeniem i poczucie bycia gorszym. Realnie zaczyna nam brakować kontaktu i rozmowy z drugim człowiekiem. Obserwujemy coraz większą dezorganizację życia, brak motywacji, samodyscypliny, rytmu dnia, sensu życia, umiejętności planowania. Tracimy punkty odniesienia, nie wiemy czy nasze zachowanie jest jeszcze normalne, nie mamy z kim się porównywać, ale i dla kogo starać. Jesteśmy istotami społecznymi i potrzebujemy życia razem i jakiejkolwiek obecności drugiego człowieka. Wielu nas dotychczas korzystało z motywacji zewnętrznej, a robienie czegoś teraz tylko dla siebie wydaje się bezcelowe. Często sami nie potrafimy siebie docenić i dowartościować. Poza tym nie umiemy przewidzieć, ile ta izolacja potrwa i czy uda nam się wrócić do równowagi sprzed kryzysu. To utrudnia nam wzbudzanie nadziei niezbędnej do życia, podjęcia zmiany czy terapii.

W dobie kryzysu słyszymy społeczny, rządowy, medialny, apel o pomoc psychologiczną. Jest to zrozumiałe, ale czy psycholog, terapeuta, interwent, może skutecznie pomagać osobom w kryzysie egzystencjalnym, kiedy sam ma zachwiane podstawowe poczucie bezpieczeństwa? Kiedy i w nim pojawiają się pytania natury egzystencjalnej i lęk przed utratą swoich bliskich? Kiedy sam, mimo wszelkich kursów psychologicznych i terapii własnej zaczyna odkrywać nieznane aspekty swojej osobowości? Czy wskrzeszanie nadziei w pacjentach przychodzi nam tak skutecznie jak do tej pory? Zwłaszcza kiedy i my racjonalnie nie możemy przewidzieć skutków tego co przyniesie koronawirus.

W „normalnych czasach” zaleca się, żeby terapeuci, którzy doświadczyli np. śmierci swoich bliskich przez chwile zadbali o siebie i nie prowadzi np. interwencji kryzysowej związanej ze śmiercią. Po pierwsze, żeby siebie wtórnie nie traumatyzować, po drugie, żeby zadbać o jak najlepsze prowadzenie terapii i ograniczenie możliwych błędów zawodowych. W tym momencie jest to niemożliwe, ponieważ wszystkich ludzi, bez wyjątków dotyczą te same zagadnienia. Do tej pory psycholog przyjmując 6 pacjentów dziennie spotykał się z różną problematyką. Jedne osoby były w kryzysie małżeńskim, ktoś miał z kłopoty z dziećmi, ktoś przeżywał żałobę po stracie kogoś bliskiego, ktoś borykał się z problemami w pracy itd. Była różnorodność. Teraz „pomagacze” zmagają się z monotematycznością, której wspólnym mianownikiem jest koronawirus. Oczywiście w zależności od struktury i dojrzałości osobowości, pacjenci relacjonują problem inaczej, ale lęk, często wręcz paranoiczny, uwidacznia się w większości przypadków. Praca w tych warunkach jest szczególnie obciążająca dla psychologów, gdyż za każdym razem przypomina im także o ich osobistej sytuacji. Specjaliści spotykają się ze swoim poczuciem bezradności, lęku, utraty kontroli, spadkiem motywacji i przewartościowaniem życia. Zmienia się forma pracy z klasycznej, gabinetowej, na on-line przez co zachwiany zostaje dotychczasowo wpracowany model pracy. Taka sytuacja może mieć znaczący wpływ na samopoczucie i jakość świadczenia usług terapeuty, bo nagle zostaje naruszona jego prywatna przestrzeń, w której miał być bezpieczny i z dala od pacjentów. Dom miał być azylem i miejscem na odpoczynek i osobiste rozterki. Oczywiście, że w szkołach terapii nieustannie słyszymy, że mamy umieć oddzielać pracę i problemy naszych pacjentów do życia prywatnego. W tej sytuacji jednak warto przypomnieć sobie, że jesteśmy też tylko ludźmi i przyjąć postawę pokornego, niedoskonałego, terapeuty, który nie jest cyborgiem lepszym od innych. Pojawia się pytanie na ile bezpieczne jest teraz pomaganie, jeśli sami jesteśmy w procesie przewartościowania swojego życia i fundamentów? Daje to olbrzymi obszar do projekcji własnych i przypadkowych nadużyć.

Wszystko w naszej pracy się zmienia. Jak ukoić, naszych klientów, kiedy przeżywają silny regres i nie mają wytworzonego bezpiecznego obiektu w sobie? Co robić kiedy pojawiają się pytania czy terapeuta zna kogoś kto był chory i przeżył? Czy na nie odpowiadać, a jeśli tak to w jaki sposób? A jeśli wirus dotknie kogoś z naszych najbliższych? To czy możemy w takim dużym kryzysie, w sposób właściwy wykonywać swoje obowiązki? Oczywiście, zaraz wyleje się na mnie fala hejtu, ale myślę sobie, że lepiej mieć świadomość swoich ograniczeń niż myślenie ksobne i omnipotentne na swój temat. W żadnej szkole psychologicznej, psychoterapeutycznej, nie uczą nas, jak pracować w sytuacji bezpośredniego zagrożenia własnego życia, w stanie permanentnego lęku, ogólnoświatowej paniki, izolacji i żałoby. W czasie chaosu informacyjnego i niepełnych danych. Przecież w interwencji kryzysowej, wsparciu psychologicznym, najważniejsze są rzetelne dane, których w tym przypadku nie możemy nikomu podać, sami korzystamy z naszej praktyki i tego co podają ogólnodostępne instrukcje ochrony. Ryzykownym, podkreślam szczególnie ryzykownym i niezbadanym wydaje się w tym czasie prowadzenie głębokiej terapii. Zobaczmy, że pacjenci, którzy przebywali z nami w długoterminowej relacji, nie są już tymi samymi pacjentami, których diagnozowaliśmy wcześniej. Nie wiemy czy nadal stosują te same mechanizmy obronne i sposoby radzenia sobie ze stresem, które do tej pory znaliśmy. Wiemy natomiast, że kryzys dezorganizuje nasze zachowanie, a wprowadzone przez rząd ograniczenia blokują wiele sposobów odreagowania i możliwości „naładowania akumulatorów”. Niestety już możemy obserwować zwiększony poziom dekompensacji u naszych pacjentów. Niepoznane przez nas wcześniej obszary do pracy terapeutycznej mogą przybierać na sile, a my możemy nie mieć o tym pojęcia. Wielu z naszych pacjentów będziemy musieli odkrywać poniekąd na nowo. W tym trudnym czasie możemy odczuwać duże zmęczenie, spadek koncentracji i motywacji oraz kłopoty w rozumieniu problematyki klientów. Praca on-line, w tych warunkach, wydaje się nieść pewne ograniczenia. Zredukowany jest przepływ odczuć z naszego ciała (monitor i sama twarz nie oddaje ekspresji pacjenta), przez co siły przeniesienia i przeciwprzeniesienia, mogą być zakłócone w odbiorze. Do tego jakość połączeń internetowych, odsłonięcie elementu prywatności, terapeuty i klienta, zmiana wizualna przestrzeni pracy, dyskomfort związany z wyciszeniem pomieszczenia, szczególnie gdy w przestrzeni obok przebywają bliscy, musi w istotny sposób wpływać na jakość relacji. Wiele osób nie może korzystać z terapii on-line. Nie mają na to pieniędzy albo nie ma warunków mieszkaniowych, żeby mieć chwilę prywatności, nie mają lub nie umieją korzystać ze sprzętu komputerowego. A czasem nie odczuwają korzyści płynących z takiego kontaktu lub go nie chcą. Ludzie, zwłaszcza samotni, krzyczą wręcz o dotyk, zapach i możliwość fizycznej obecności drugiego człowieka. Chcą używać wszystkich zmysłów. Z utęsknieniem czekają na drobne rytuały, takie jak podanie ręki, bo dla wielu z nich jest to jedyna forma dotyku. Jeśli odwołamy się do teorii więzi, wiemy, że jeśli osoba ma zapewnione potrzeby bytowe, ale nie ma więzi, zdecydowanie częściej umiera i choruje niż osoba, mająca relacje.

Zasadne wydaje się pytanie co do dalszego prowadzenia terapii przerwanych przez COVID- 19. Ponieważ cele wyznaczone wcześniej w terapii tych pacjentów po kilkunastotygodniowej przerwie, w takiej dezorganizacji świata i wartości jednostki oraz dynamicznie zmieniającej się sytuacji jej życia, utraty bezpieczeństwa zdrowotnego i bytowego jest wręcz niemożliwe. Czy mamy w takim razie traktować te procesy jako zakończone, przerwane, czy może, jako nowe procesy terapeutyczne? Wydaje się, że każdy pacjent, po tak długiej przerwie powinien nawiązywać nowy kontrakt terapeutyczny i ponownie przechodzić uzupełniającą konsultacje diagnostyczną. Pozwoliłoby to sprawdzić jego obecne możliwości psychologiczne, potwierdzające zdolność do podjęcia terapii i jej rodzaju. Terapeuci wracając do realnego gabinetowego trybu pracy, po sesjach mieszanych (gabinet-on-line) będą musieli znów zaadaptować siebie i pacjenta do warunków klasycznego settingu oraz zaobserwować różnicę w funkcjonowaniu pacjenta on-line a gabinetowo.

Realnym problemem jakie niesie w pracy psychologicznej wirus COVID-19 jest praca terapeutyczna z pacjentem, który stracił wszystko oraz konieczność znalezienia nowych metod pracy nad budowaniem motywacji i chęci do życia klienta. Będziemy obserwować zwiększenie tendencji i zachowań suicydalnych, pogłębienie depresji, utraty sensu życia, braku nadziei i obszarów, które napędzałyby osobę w chęci do życia. Jak pracować, jeśli miliony osób nagle straci pracę, firmy, mieszkania, majątek, zdrowie, rodziny? Co z osobami, które nagle tracą wszystko? Jak pracować z osobami samotnymi, które przebywają w warunkach izolacji bez kontaktu z innymi ludźmi.

Wiele osób czeka bankructwo. Masowe zwolnienia, redukcje miejsc pracy. Co stanie się z rodzinami, jak jeden człowiek w rodzinie będzie utrzymywał wszystkich? A jeśli żaden z członków rodziny, nie będzie mógł długotrwale znaleźć pracy? W jaki sposób trzeba będzie przeorganizować życie rodziny i jej rozkład sił, jeśli np. nagle żona utrzyma stanowisko pracy, a maż splajtuje. Jak takie następstwa wirusa wpłyną na ich życie? W jaki sposób będziemy funkcjonować, jeśli w jedynym czasie będziemy borykać się z taką ilością żałoby? Nie tylko w związku z utratą kogoś z powodu choroby, ale także z powodu samobójstw, utraty pracy, związków, mienia, pozycji społecznej, wartości, ideałów, celów. Społeczeństwo będzie pełne smutku i złości, być może będzie występować wzmożona ilość napadów agresji, zachowań anstyspołecznych, depresyjnych czy suicydalnych. Reorganizacja i powrót do równowagi zarówno jednostki, grup społecznych jak i systemów społecznych zajmie lata.

Oczekiwania społeczne nałożone na zawód psychologa są olbrzymie, ale czy ktoś myśli o nas? O naszym stanie psychicznym? Nie jesteśmy jako psycholodzy wszystkiego w stanie przewidzieć, zwłaszcza, że ten kryzys dotknie też bezpośrednio nas. Odbije się na wypaleniu zawodowym psychologów, terapeutów. Znamy zasady higieny pracy, powinniśmy mieć superwizje. Ale teraz te możliwości „podstawowego BHP” także są zachwiane. Mamy podlegać superwizji, co oczywiście wiąże się z kosztami, a w sytuacji zamykania gabinetów jest to bardziej kłopotliwe. Przypomnę, nieśmiało, że superwizorzy przechodzą to samo co nasi pacjenci i my, bo to też tylko ludzie. Ruch, sport, komfortowe warunki pracy, odpowiedni dobór pacjentów i różnorodność prowadzenia aktywności zawodowych, także ulega obecnie redukcji. Prawdopodobnie wszystkie wypracowane stawki i wynagrodzenia ulegną zmianie po kryzysie. Bo ludzi nie będzie stać na psychologa, wielu z nas będzie samych będzie musiało się przebranżowić z powodów finansowych albo wypalenia. Już podejmujemy decyzje co robić z naszymi pacjentami, którzy proszą o obniżenie stawki czy bezpłatną pomoc. To nasza praca, jedyne źródło utrzymania, ale po drugiej stronie mamy człowieka w olbrzymim kryzysie, który przez lata nam ufał. Budzi to wiele dylematów natury etyczno-moralnych, których nie chciałabym w tym artykule poruszać. Jednak one mocno wpływają na obecne życie terapeutów.

Artykuł ten przedstawił tylko możliwy zarys skutków jakie niesie za sobą życie w czasach COVID- 19. Jego celem było zwrócenie uwagi na zmiany, jakie czekają „pomagaczy”. Poddanie refleksji działań prowadzonych przez nas i możliwości przeżywania obciążeń psychicznych, doświadczanych zarówno przez psychologów jak i osób korzystających z ich pomocy. Nie rozgraniczałam w nim rodzajów terapii a słowa: psycholog, interwent, psychoterapeuta używałam zamiennie wskazując na ogólny obszar pomagania. Podniosłam też kwestię finansowe pracy terapeutów, co może wydawać się podejściem materialistycznym, ale w ten sposób chcę podkreślić fakt, że to nasza praca i nie jest ona nie tylko „rozmową” po której idziemy i żyjemy dalej, lecz ona w nas zostaje i pracuje, a stanów emocjonalnych naszych pacjentów doświadczamy także w swoim ciele, po prostu pracujemy całym sobą. To my, nasz organizm, jesteśmy narzędziem w tej pracy. Rozumiem zarzuty zbyt dużego publicznego odsłonięcia postawy psychologa w tym artykule. Jednak wydaje mi się ważne i uczciwe powiedzenie, naszym pacjentom, że też jesteśmy ludźmi. Ludźmi, którym wieloletnie przygotowanie, obserwowanie siebie, nieustanne dokształcanie, analizowanie, podnoszenie kompetencji, wspólne dyskusje w środowisku psychologicznym, wymiany doświadczeń pozwalają na rzetelne i skuteczne udzielanie pomocy. To właśnie nasza samoświadomość, pokora i współodpowiedzialność i umiejętność przewidywania ma pomagać zapewnić odpowiednią pomoc i wsparcie osobom zgłaszającym się po nią. Artykuł nie ma nas dewaluować, tylko skłonić do refleksji i dyskusji nad tym jak najlepiej pomagać. Im szybciej zaczniemy, jako środowisko terapeutyczne, wypracowywać „psychologiczny program antykryzysowy”, tym lepiej będziemy przygotowani na wsparcie osób w związku z następstwami COVID- 19 oraz szybciej zadbamy o własne bezpieczeństwo i poczynimy odpowiednie kroki przeciw wypaleniu zawodowemu.

Autor: mgr Maja Wyremblewska, psycholog, psychoterapeuta w takcie certyfikacji. Wszelkie prawa zastrzeżone. 26.03.2020 r. Częstochowa.

Kategorie: Maja Wyremblewska